01.05 Nocleg znaleźliśmy już prawie po ciemku, nad brzegiem Latoryjcy na "białej drodze na Slaws'ke. Rozkładanie namiotów wygom przyszło błyskawicznie, żółtodziobom inaczej. Było ukraińskie ognisko, poczęstowani zostaliśmy paschą. Niebo było czarne, gwiaździste, noc ciemna. Nikt nas nie ukaktrupił. Jak widać poranek słoneczny, namioty szybko utraciły poranną rosę. |
Po śniadanku wyruszyliśmy w planowaną 300 kilometrową trasę drogą zaznaczoną w mapie na biało. Zapowiadało się spokojnie, asfalt zakończył się błyskawicznie a szutrowa droga nie była od niego gorsza. Mijaliśmy wioski, ludzi spieszących do cerkwi. |
Wioski raczej nie mają swojego charakteru. Domki z desek, dachy z blachy etc. Za Oporecem skręciliśmy na Voloviec... |
Droga stała się jakby bardziej zapomniana, na czoło wysuwały się z grupy motocykle terenowe. |
Ten kawałek wydawał się nam na trudny, może i był taki. Zwiastował jednak trud zdecydowanie większy. Za zakrętem trzeba było się podeprzeć na pomocy kolegów by przebrnąć zdecydowanie terenowy podjazd między garbami przeplatanymi wolno snującą się wodą ze strumyczka ... |
Dla urozmaicenia drzewo zwalone w poprzek drogi (chyba od zimy). Było to zabawne, ale tylko na początku. Całe szczęście Michał zabrał z sobą piłę McGivera. Przecięliśmy drzewo na końcu, potem w środku i pognaliśmy dalej ... Na zdjęciu młodzi walczą, starszyzna nadzoruje. |
... do następnego zwalonego drzewa. Znowu sapanie i piłowanie. Tym razem w jednym, miejscu. Piłowanie okupione jedynie upadkiem nadzorcy. Na zdjęciu studzenie zapału Bogdana przez Anię |
Droga snuła się nadal, błoto, trawiaste podjazdy, droga poprzecinana gąsienicami mam nadzieję że nie czołgów. Ugrzęźliśmy na nieoznaczonym skrzyżowaniu. Wysłaliśmy Michała by wyczarował drogą. Zajęło mu to pół godziny. Ruszamy dalej ... |
Droga była piękną, podjazdy, jeden zakończony błotem wypływającym ze śnieżnej łachy. Tak, były tam pady i popychania. Potem już w zasadzie wierzchołkami jechaliśmy w bardzo niewiadomą przyszłość. |
Trasa jak to w górach : po krawędziach, po szczytach, po liściach i błotnistej trawce. I znowu taki sobie podjazd wyjątkowo wysoko do góry - zdobyty bez padów. |
a potem szusowanie po wierzchołach. Szusuje Michał. |
Spotkanie na "szczycie", dobrze by było się w końcu poznać : od lewej Ania, Michał, Marcin, Bogdan, Tomasz, (Krzysztof pstryka) |
I ostatecznie szczyt zdobyty. Chwila wytchnienia, łyk wody w spragnione gardła. Teraz wydawało się że już tylko z górki Teraz od lewej Krzysztof, Marcin, (pstryka Bogdan) |
Zjazd łatwiejszy do pokonania dla silnika wystawił naszego ducha na próbę. Koła uślizgiwały się na kamieniach, hamowanie silnikiem nie zdawało się na wiele. |
W końcu, po kilku podjazdach i zjazdach ... (ten był wyjątkowo malowniczy i ciekawy merytorycznie, bo po trawie ) |
... znaleźliśmy się nad docelowym Volovcem. Jeszcze tylko zjazd w dół i jesteśmy na miejscu. Po zjeździe, Tomasz to chyba pocałował asfalt. Tego wieczoru miał obiecane piwo za darmo... |
... ale za nim je dostał, został jeszcze skatowany terenową jazdą przez górską wioskę, drogą wyjątkowo kamienistą, utytłana błotem i odchodami. Załamał się dopiero 50 metrów od tego obozowiska przed sforsowaniem potoku. Cisnął w niego kamieniem i z przekleństwem na ustach zasiadł na trawie ostentacyjnie otwierając zasobnik z piwem. Dostarczyliśmy mu motocykl pod samo miejsce noclegu. Trochę się udobruchał. |
Miejsce pod namiot na polu ukraińskiego chłopa miało nam dostarczyć jeszcze i innych wrażeń. Zmęczeni 70 km odcinkiem jazdy zapadamy w sen sprawiedliwy. |