Grecja 2002 3/9 Powrót do strony wyjściowej

Rano Grecja jest pusta, lokale pozamykane. No cóż ja tam po zachodzie słońca zasypiam - Grecy odwrotnie.
Odbiłem od nabrzeża w góry. Są duże i dużo w nich kapliczek o których mowa poprzednio.
Ale że aż tak duże będą te góry to nie przypuszczałem. Drogi w nich absolutnie puste (o tej porze roku). Przez pół dnia minąłem kila samochodów i zero motocykli !.
Na wieczór dojechałem do najpiękniejszego miejsca jak dla mnie w Grecji - Delphi. Poleceony przez Maćka Kwietnia camping (nota bene jedyny w Delphi) położony jest na zboczu góry, z której rozsiewa się widok na największe w Europie gaje oliwne, zatokę z portem a przy dobrej pogodzie widać Peloponez. Zadchodzące słońce z góry po drugiej stronie doliny pozwala się rozkoszować kolacyjką na tarasach knajpki campingowej. W cenę wliczone są prysznice i basen. Wysokość campingu daje lekki "fresz" i nie czuć tutaj wszech ogarniającego upału. No po prostu bosko niezależnie od wiary i wyznawanych bogów.

Camp 8.95?, kolacyjka:sałatka Grecka z piwem 5.93?

Same zaś ruiny nie są ogromne i przestrzenio rozlazłe. Dwa skupiska ruin, cudownie oświetlane przez promienie zachodzącego i wschodzącego słońca. Istna świątynia zadumy, miłości i innych takich romantycznych kawałków. Kończę bo się zaraz rozbeczę.
Potem palnąłem głupstwo i pojechałem szukać wuja w Pireusie w południe przy szczytującym upale. Ateny jak możecie to też omijajcie dużym łukiem ale jak znam życie i tak się tam władujecie by potem żałować. Zabytki nie powalają na kolana natomiast tłok tak.

P.S. Nie jest łatwo podjechać pod Akropol - absolutny brak oznaczeń - dojazd utajniony. Motocykli w Atenach jest dzikie mnóstwo więc wystarczy poprosić i zostanie się zaholowanym we właściwe miejsce.

Uciekłem więc na zachód na półwysep przed Peloponezem. Droga bardzo mała, stara, śliski asfalt posypywany piaskiem, wije się samotnie po górach Jerania Ori. To lubię ...
.. dojeżdzam do niedawno (w skali archeologicznej) odkopanej świątymi w Iraon. Sami zobaczcie ...no może nie za dużo widać bo to nie sama świątynia tylko zatoczka obok.
I widoczek na inną część zatoczki przy świątyńce.

Potem niewiadomo kiedy przejechałem przez kanał koryncki jaki od strony północnej nie jest większy po rzeczki Płutnicy. Przejechałem przez mokry most i potem przez długi czas czekałem na właściwy kanał i nie pojawił się. Co za poruta.

Tak więc na wieczór zlądowałem na prywatnym agro gospodarstwie w Mykenach.
Mykeny to drugi ważny punkt na mapie historycznej jakiego nie można przeoczyć.

Wchodzę do zamku przez brame lwów ...

 


Powrót do strony pierwszek