Islandia 2001
Prawdziwy INTERIOR i powrót
Powrót do strony wyjściowej

Ostatni wjzad w Interior. Wybraliśmy go na koniec, by potrenować przed tym najtrudniejszym kawałkiem, zjeść część zapasów a i dla tego, że jak byliśmy jeszcze na promie to obszar ten był zamknięty za względu na zalegający śnieg.
Oto na zdjęciu stoję przed znakami :
1) droga tylko dla pojazdów z napędem na cztery koła,
2) następna stacja benzynowa za 268 km (bezdrożami !)
Droga F88
Ok, jedziemy. Zaczęło się. Piachy i żużel. Nie można jechać za wolno. Jakoś mi idzie drogi podobne jak w Borach Tuchoskich na czerwonym szlaku. Za pierwszym wzniesieniem rzeka. Nie duża, dno twarde. Przekraczam z duszą na ramieniu, woda hamuje motor, prąd lekko znosi, woda prawie wlewa się do butów. Są straty, Artek nie wytrzymał nerwowo, zwolnił i uskoczyło mu przednie koło. Topkejs w wodzie. Brr. Adam pomaga mu wstać ja kameruję ...

Potem za wzgórzem jedziemy polami lawy, wzdłuż rzeki. O rany jak będziemy mieli ją przekraczać to ja cię ... . Stoimy, robimy zdjęcia. Przez lornetkę słabo widzę jakieś ruchy na rzece - coś ciągają. Jak podjechaliśmy bliżej, to się wyjaśniło - wyciągali twardziela na BMW. Ten przejazd nie był łatwy. Głęboki i z szybkim nurtem. Stojąc na podnóżkach nalało mi się wody do butów i wytrąciło mnie z trajektorii o ponad 10 metrów, tak więc zamiast po prostej jechałem po paraboli.

Jedziemy w kierunku Aksji. Pojawia się pustynia pumeksowa !. Tak, można było zabrać i sprzedawać. Niestety, tuż przed wulkanem "niebo zwaliło się nam na głowy". Padła pogoda i naprawdę nic nie było widać. Sama droga do krateru zawalona była jeszcze dodatkowo przez mokry śnieg w którym ugrzązł terenowy Yeep.

Droga F910

Tak więc przenocowaliśmy sobie po wulkanem, w domku opalanym piecem na olej opałowy. A ile było uciechy z jego odpaleniem.
No to już koniec. Musimy wracać - za dwa dni prom.
A droga od Aksji do "cywilizacji" była również ciekawa.

Pola lawy, gdzie droga wiła się między jej jęzorami, pumeksowe i żwirowe łachy piachu.
Utkwił mi też w pamięci ponad pięcio kilometrowy kawał kopnego piachu, gdzie czułem się jak na pustyni w Maroku. Nie sposób tam było się zatrzymać bez wywalenia, tak więc przelecieliśmy ten kawałem a Adamem niezłym sprintem. Nawet się nie pytałem, jak to przejechał Artur. Dotarł do nas za jakiś czas z wypiekami na twarzy.

Ale nie był to koniec. Kolejna przeprawa, potem nastepna. W międzyczasie kilka przejazdów przez mniejsze nie zaznaczone na mapie potoczki.
Adam czując już bliskość domu "odkręcił". Za jednym nie dużym wzniesieniem był zakręt w lewo i przeprawa przez rzeczkę. No cóż, ciężko się zakręca w powietrzu - tak więc "przeleciał" rzeczkę 20 metrów przed przeprawą znacząc swój wyczyn czarnymi śladami na podłożu, krzewami w motocyklu i śladem półki na przednim błotniku. Ale się nie wywalił co świadczy o tym iż opanował Islandię.
Tak, tutaj już się wyciszam. Jeszcze tylko 50 kilometrów i cywilizacja, tj. asfalt i stacja benzynowa. Jak już osiągnęliśmy czarną wstęgę to odczuliśmy, że coś się kończy ale i również odczuliśmy ulgę, że żyjemy i jesteśmy cali łacznie z naszymi plastikami.
Jedyne straty :
Varadero - łożyska w główce ramy do wymiany,
Transalp - ślad na błotniku po locie nad przeprawą,
BMW - zgubiona osłona na cylindrze, dokręcane śróbki, jakiś problem z czujnikiem ciśnienia, obtłuczone lusterko, jakis problem z łożyskiem w tylnim kole.
Ostatni nocleg nad jeziorem, wśród większości takich jak my, czekających na prom. Pierwszy raz poczułem zmęczenie i odmówiłem Artkowi wspólnego wyjazdu na basen. Siedziałem przed namiotem, łaziłem wzdłuż brzegu, czekałem na dzień następny.
Przed promem kolejka znajomych, wymiana relacji. Adam pokazuje kawałki zarejestrowane na kamerze. Wszyscy są zadowoleni.
A na promie już nikt nie pamięta o deszczu, chłodzie, kiepskich drogach, problemach z własnymi słabościami i różnicy charakterów.

Islandia jest piękna, autentycznie dzika. Można się tam czuć jak odkrywca.

Kilka porad

 

Powrót do strony głównej UKRAINA