Off Road Norwegia "bc" Bogdan Chudzikiewicz   < H

Tourist Off Road Meeting (N) 20-22.08.1999

Aktorzy: Bogdan C., Michał D., Krzysztof N.;
Relacja Michała


Akt I " Wszystko się może zdarzyć czyli wyjeżdżamy"

Był zwykły nudny poniedziałek 16 sierpnia , siedziałem w pracy i walczyłem ze wspomnieniami weekendu. A były to męczące wspomnienia ponieważ odbyłem rozmowę z Bogdanem , który zakomunikował mi ,że wraz z Krzysiem lecą (płyną) do Norwegii przegonić troszeczkę swoje maleństwa (XL 1000 Varadero , XRV 750 Africa Twin).
Termin wyjazdu mieli już ustalony na 18 sierpnia, a ja nie miałem pieniążków i jedyne co mi pozostało to słuchać jak opowiadają mi o pięknie tego skandynawskiego kraju. Praca stygła, ja rozmyślałem, kumple z pracy czesali internet, jedyne czego potrzebowałem to "impulsu". I może siedziałbym tak dalej gdyby Dominik ( informer z roboty) nie musiał iść naprawić drukarki. To była ta chwila, podszedłem do jego peceta i zacząłem przeglądać swoje ulubione strony motocyklowe. Gdy tak przechodziłem z jednej do drugiej nagle znalazłem "impuls". Była nim treść ogłoszenia , które znalazłem na stronie norweskiego klubu OTC- Offroad Touring Club , a brzmiało ono mniej więcej tak Zapraszamy na I Międzynarodowy Zlot OTC w dniach 20-22 sierpnia oczywiście były też szczegóły dotyczące miejsca i programu zlotu.
No i zaczęło się . Troszkę się podhajcowałem . Zacząłem szukać sposobu na zdobycie pieniędzy i urlopu. O ile z urlopem nie było kłopotów to pieniędzy szukałem dwa dni, troszeczkę się zapożyczyłem i budżet został zapięty. We wtorek zatelefonowałem do Bogdana i zaproponowałem aby pojechali ze mną na zlot a później swoją trasa. Po króciutkich konsultacjach Bogdan i Krzysztof zdecydowali się zmienić swoją trasę tak aby zahaczyć o zlot. Jeszcze tylko czekało nas załatwienie biletów na prom oraz przygotowanie pojazdów i w drogę.
Po trzech dniach załatwiania staliśmy na terminalu promowym w Gdańsku z biletami do Nynesham. Ogromne podziękowania w tym miejscu dla firmy POLFERRIES za promocyjną cenę.


Akt II "Na morzu i szosie czyli droga"

KajutaTerminal promowy jest może daleki od doskonałości ale odprawa przebiegła sprawnie i już po kilku minutach mogliśmy się ładować na pokład. Po zainstalowaniu motocykli, zajęliśmy kabinę i rozpoczęliśmy zwiedzanie naszej krypki a było co zwiedzać : sklep wolnocłowy, bar , night club, restauracja, pokłady widokowe itp. Kiedy już znudziło się nam siedzenie na pokładzie i patrzenie na oddalający się ląd zakupiliśmy parę puszeczek napoju o kolorze złocistym i udaliśmy się do kabiny aby wychylić parę kubeczków za szczęśliwą noc na morzu. Tak przyjemny wieczór zakończyliśmy w promowej dyskotece gdzie dwaj "starsi panowie" (wybaczcie młodzieńcowi) postanowili potańczyć. Muszę przyznać, że byłem po wrażeniem.
Ranek spędziliśmy na obserwacji zbliżającego się nieznanego lądu.

Na tle rzekiSzwecja przywitała nas piękną pogodą i cudowną panią celnik. Po przejechaniu kontroli rozpoczęła się prawdziwa droga a że asfalt w kraju zamorskim jest o niebo albo nawet dwa lepszy niż w Polsce przyjemność z jazdy jest także inna. Początkowo widoki były całkiem normalne prawie, że swojskie krowy, kury, kaczki, psy, drogi, domy itp. Później zamiast znaku ze skaczącym jeleniem spotykanym w Polsce zaczął się pokazywać znak z łosiem a to już raczej nie jest nasz kraj pomyślałem. W miarę upływu czasu krajobraz stawał się dziki i zacząłem się czuć jak ryba w wodzie. Za miastem o nazwie Mora zaczęła się prawdziwa przygoda. Co prawda asfalt dalej był lepszy niż u nas ale droga zwęziła się do rozmiarów standartowych czyli dwu samochodów a miasteczka były oddalone od siebie o ok. 70 km.

Trzy namiotyLasy, góry, rzeki coś cudownego, wjeżdżasz na górę i widzisz wielkie przestrzenie lasów. Miałem jedno skojarzenie mała Kanada. Około godziny 21 przekraczamy granicę szwedzko-norweską i postanawiamy znaleźć miejsce na nocleg.Po około 40 minutach zjeżdżamy z drogi nad jezioro i na małej polance wyrastają trzy namioty.
Takie sobie widoczkiNoc minęła spokojnie a rankiem po zjedzeniu śniadania ruszyliśmy dalej.
Prowadził Bogdan i dzięki niemu zwiedziliśmy skrót przez ogromny płaskowyż na którym było więcej myśliwych niż zwierząt, ale może oto chodzi. Widoki coraz bardziej wyrafinowane i coraz bliżej mamy do celu.Postój i reoriętacja w terenie

Około 15 kilometrów do celu spotykamy pierwszych zlotowiczów na stacji benzynowej (paliwo bardzo drogie), teraz już wiemy, że trafimy.

Akt III "Zlot czyli zabawa"

Nasza kwaterka w cenie trzech namiotówWjeżdżamy na teren kempingu "Jotunheimen Feriesenter" w pobliżu Parku Narodowego Jotunheimen . Ponieważ zlot był darmowy to każdy płacił sam za miejsce na polu, a ponieważ to Bogdan najlepiej porozumiewa się w obcych językach jego wysyłamy na negocjacje. I tu pierwszy szok obsługuje Polka (sorry zapomniałem imienia, pozdrawiamy) z Poznania, właściciele kempingu są jej znajomymi. Miło pogadać po polsku w obcym kraju. Po obliczeniach wychodzi nam, że zamiast stawiać trzy namioty lepiej jest wynająć domek. Domek może mały ale jest pokój dzienny z lodówką, kuchenką, ogrzewaniem i stołem oraz sypialnia z czterema łóżkami, jak dla nas luksus. Po wrzuceniu maneli do domku idziemy się rozejrzeć i pogadać.
Wyruszamy na pierwszą trasęNa razie godzina 12 są tylko Norwegowie i jeden Szwed. Są zdziwieni, że przyjechaliśmy z Polski specjalnie na ich zlot. Motocykle na zlocie to przegląd turystycznych enduraków. Są więc Transalpy, Afriki, Tenerki, Dr-ki różnej pojemności, Tigery, Varadero, Adventure-y itp. O godzinie 14 wyruszamy na pierwszą rundę. Trasa w 80% terenowa. Mówię do współtowarzyszy, że początek pewnie będzie ostry ale jedna gleba i się uspokoi. Częściowo mam rację zaczynamy dość ostro a droga wije się wśród norweskich gór. 3 kilometry i skręt na szuterek i zaczyna się.
Upadła AfrikaPędzimy w grupie ok.15 motocykli. Dobrze, że załapałem się w czubie grupy bo ci co jadą z tyłu chyba nic nie widzą taki kurz. No i mamy to co przewidywałem, wychodząc z jednego z zakrętów widzę stojące motocykle i człowieka zwiedzającego rów razem ze swoją Afriką.

Zatrzymujemy ruch aby inni nie nadziali się na stojących i wyciągamy maszynę z rowu. Muszę przyznać, że wygląda nieźle brak szyby, pogięty zbiornik, połamane elementy owiewki i rozwalona chłodnica. Wszyscy robią sobie zdjęcia i tylko my w myślach liczymy koszty naprawy.

Tniemy dalejUpadłu TigerZgodnie z moim scenariuszem powinno się uspokoić ale dalej prujemy leśne ścieżki i drogi dla wozów przewożących drewno. Na stromym zjeździe tuż przede mną wywraca się zeszłoroczny Tiger. Pomijam milczeniem straty. Na dole zjazdu dowiadujemy się, że powyżej właśnie glebiła jedna z dwu dziewczyn, uczestniczących w zlocie.
Typowa grupówka, chłopaki chareyyy ...

Później wszyscy jadą z większym szczęściem i nie mamy wywrotek.Za to ja testuje zawieszenie mojego Trapa, mogłoby by być lepsze jak na szybkości i teren w którym jedziemy.

Dla Norwegów te kozy to też była atrakcjaOkolice są przepiękne a widoki w paru miejscach nadają się tylko do folderu reklamującego Norwegię.

Pierwszy dzień kończy się grillem na powietrzu.

Temperatura jakieś 5 st C.

Zarośnięte trawą dachy domostwDzień następny ma rozpocząć się wyjazdem o godzinie 13 więc korzystamy z okazji i jedziemy zobaczyć trasę którą organizatorzy przygotowali dla chętnych do samodzielnego zwiedzania.
Uciekające reniferyNie myj zębów w tym potoku.Trasa 90% szuterek jest naprawdę wspaniale jedziemy we trzech trzema Hondami i zupełnie jakbyśmy testowali dwucylindrowe enduraki tej firmy. Jest więc Transalp, Africa Twin oraz największy Varadero.
Jedziemy wzdłuż jeziora by za chwilę wspinać się w górę gdzie pierwszy raz w życiu zobaczyłem stado reniferów na wolności (przepraszam Krzysiu). Rzeki i jeziora cudownie czyste i super zimne.Ale i tak pogoda jest super.

Wracamy bo rezerwę włączyłem dawno temu czyli rano a już przejechaliśmy stówkę. Z góry zjeżdżam z wyłączonym silnikiem jakieś 7 km.

Dumny "afrikaner" na wygładzonej lodowcem skaleJedziemy na stację i tam spotykamy Grupę, która już wyruszyła na trasę. Dołączmy się. Dzisiejsza trasa jest dłuższa ale tylko ok.50% to szuterki. Prawdę mówiąc to już brak mi słów do opisywania widoków a ktoś postronny mógłby pomyśleć, że jestem jakimś nie poprawnym romantykiem ale wierzcie mi Norwegia to cudo nad cudami dla ludzi, którzy pragną spokoju i niezapomnianych chwil na łonie natury.

Jedziemy szutrami a na wzgórzu przed nami widać unoszący się nad drzewami pył podnoszony przez koła motocykli jadących daleko z przodu.

Później już tylko jeden wodospad i najwyższe wzniesienie 1680 m jadąc drogą szutrową.

Na lodowcuNa górze schronisko i lodowiec.

Zimno ale widokowo.
Powrót do obozowiskaZjeżdżamy na kemping. Grill, rozmowy, gry zlotowe itd. Ustalam plan na jutro i trasę powrotu wraz z nowymi kolegami, którzy radzą mi jak najszybciej dojechać do Sztokholmu.

Żegnam się i spać.

Akt IV "Wszystko dobre co się dobrze kończy czyli powrót"

Wstaję o 5, na dworze lodówa, zakładam wszystko co mam i jestem gotów. Mówię cześć Bogdanowi i Krzysiowi i ruszam. Zazdroszczę im snu i tego, że zostają. Co prawda jest niedziela wczesny ranek to jednak trzeba jechać bardzo ostrożnie. Jadę baz przerwy z przystankami tylko na tankowanie i po dziewięciu godzinach jestem na terminalu. Za ostatnie korony wykupuje kabinę i budzę się o 9 rano u brzegów Polski. Jeszcze tylko odprawa i jestem w Polsce. Pada deszcz.

Epilog

Zlot był super albo nawet lepiej i tylko czasu i pieniędzy miałem za mało. Pogoda super ale to dzięki Krzysiowi , który nawet na Nordkappie chodził w koszulce z krótkim rękawem. Bogdan z Krzysztofem wrócili w następną sobotę i byli zadowoleni a mnie pozostało odkładanie pieniędzy aby w przyszłym roku pojechać na zlot OTC i jeszcze zwiedzić kawałek Norwegii.

Podziękowania za pomoc dla firm PŻB Polferries i Pomirski Moto.

( Koniec relacji Michała)


Powrót

No dobra Michale, wzgardziłeś naszą kompaniją i wróciłeś do domu.
Możesz żałować, zobacz sam ...cdn