Norwegia-relacja Bogdana "bc" Bogdan Chudzikiewicz   < H

Norwegia 19-28.08.1999

Tymczasowe przejście dla łosi !

Jeżeli nie do Afryki to ... Norwegia. Decyzja zapadła szybko, a musiała bo potem panie w Norwegii to ino śnieg i sanie. Plan był prosty: szybko dotrzeć do Norwegii, a potem się szwędać relaksowo góra 300 km dziennie. Trochę zamieszania wprowadził Michał wynajdując Off Road Meeting, ale był to ostateczny impuls jaki przeważył zawyjazdem.
Krzysztof znalazł "super ofertę" Polferries - auto plus osoba 450 zł. Przy zakupie biletów okazało się, że to oferta specjalna tylko i wyłącznie dla samochodów. Nie daliśmy za wygraną (opłata normalna motocykl + osoba = 195 + 360) i po kilku telefonach do Kołobrzegu, Gdańska, Gdyni dostajemy cenę z oferty za wstawiennictwem pana R.Jabłońskiego. Zaoszczędzamy akurat na kabinę. Podziękowania dla Polferries.

Takoż i pojechalim : Michał D. XL600V, Krzysztof N. XRV750, Bogdan C. XL1000V.


18.08.1999 Środa

Po zaształowaniu cały mokry (od potu nie od wody) dopadłem do kabiny. Prysznic i na pokład. Pomachałem w kierunku Helu. Polska zniknęła. Prom jak prom, kiwa, piwa, hałasy, dyskoteka i ból głowy. Spaliśmy do rana. Wszystko ok gdyby nie ten "tupot białych mew po pokładzie z rana"

19.08.1999 Czwartek

Ja i Moje Viadro.Prom dopłynął o 13. Urocza pani celnik pochodzenia chyba indyjskiego wybadała nas czy nie jesteśmy robotnikami sezonowymi. Mamy pieniądze, cel podróży a więc pieczątka w paszporcie i witamy w Szwecji. Celem jest Norwegia więc przecinamy przez nudny początkowo kraj ludzi o białych twarzach i włosach. Normalnie, tj. pusto, lesiście, dziko zaczyna się robić za Mora.
Taki zachód słońca przed granicą S-NPogoda dobra, czasami pokropił maleńki deszczyk. Już o zmroku przekraczamy granicę z Norwegią w Flotningen.
Cudowna sceneria: zachód słońca na zachodzie, na południu czerwony przez oświetlenie deszcz, na wschodzie bajeczna tęcza. Jak to uwiecznić ?.

Nocleg nad dzikim jeziorem w okolicach Galten w absolutnej ciszy. Woda smakuje jak źródlana chociaż tylko ja się odważam ją pić. Rano znajduję przebitą tylną oponę. Jak pech to pech. Dopompowanie umożliwia wykrycie przyczyny - staroświecki gwóźdź. Trzeba załatać. Michał "pożycza" łatki w aerozolu. Psik i działa !.
O rany, ta technika mnie przerasta ...

20.08.1999 Piątek

Skrótem przez górySkrótem przebijamy się do Ringebu, stąd już skok do "Jotunheimen Feriesenter" w pobliżu Parku Narodowego Jotunheimen opodal Randsverg - miejsce zlotu Off Road.
Miłym zaskoczeniem jest dziewczyna z Polski obsługująca recepcję. Ze względów wygodnictwa i ilości osób w grupie wybieramy domek. Typowy drewniany z kuchenką.

Na terenie zlotu spotykamy niewielką ilość uczestników generalnie na motocyklach soft enduro.

Typowa grupówka, chłopaki chareyyy ...W południe wyruszamy na pierwszą trasę po okolicy. Na szutrowych, piaskowych drogach Viaderko nie bardzo odstawało od pozostałych. Cudownymi okolicami cieliśmy w tumanach kurzu. Ciężko było podziwiać okolicę. Jedyne momenty "krajobrazowe" to pady, czekanie na resztę przez skrzyżowaniem itp.
Dla Norwegów te kozy to też była atrakcjaPod koniec droga przeszła na staroświecki asfalcik. Drogą 51 wśród widowiskowych górek wróciliśmy rozproszeni na miejsce zlotu. Rozproszenie wynikało z niespotykanego wzrostu adrenaliny w krwi raczej spokojnych Norwegów, którzy to cieli miejscami ile "fabryka dała"

Wieczorem smażenie kiełbasek i siedzenie na tureckim kazaniu. Jakoś nic nie rozumiem z norweskiego.

21.08.1999 Sobota

Zarośnięte trawą dachy domostwPonieważ wczoraj nie objechano całej trasy (za dużo postojów spowodowanych reanimacją motocykli i ich właścicieli) postanowiliśmy z rana dokończyć poprzednio dniowe dzieło.
Nie myj zębów w tym potoku.Obwijamy dookoła jeziorka Tesse. Mocny kamienisty szuterek, lekkie tumany kurzu świadczą o tym, że dość długo nie padało. Odbijamy potem na Glitterheim u stóp lodowca. Cudowny chłód i te renifery. Tak się zagapiamy, że ... o mało nie spóźniamy się na główny tegoż dnia wyjazd.
Dumny "afrikaner" na wygładzonej lodowcem skaleGrupę główna spotykamy już na stacji benzynowej. Dołączmy.

Chłopaki wycinają początkowo około 90 - 120 km/h. Tniemy równo. Pierwsza packa. Jakiś TA nie wyrobił na zakręcie. Potem czekanie przed mostem, nie bardzo rozumiemy (po norwesku) na co - chyba ktoś znowu zaniemógł. Wyrywamy ponownie. Prowadzi gość z dziewczyną. Wąskie drogi, piasek, fragmenty asfaltu i ponad 100 na liczniku.

Góra, natura, dyskobol ?Pasujemy, mamy tylko jedno życie, rodziny etc. Ponadto lubimy popatrzeć czasami na krajobrazy, zatrzymać się ładnych miejscach.

Tutaj ochłonęliśmy i odpoczęliśmy chwilkę. Adrenalina odpuściła. Tylko Michał chyba żałował, że nie pogalopował z główną grupą.

Pocałuj "psa" w nosJak można było przewidzieć i tak doganiamy główną grupę na jednym z postojów. Już tak prawie razem, prawie osobno podążamy razem.

Później już tylko jeden wodospad i najwyższe wzniesienie 1680 m jadąc drogą szutrową.

Na górze schronisko i lodowiec.
W schronisku całuję łosia w nos.

Zimno ale widokowo.Powrót już spokojniejszy. Na kempingu grill, rozmowy, gry zlotowe. Michał przygotowuje się do powrotu.
Zmęczeni ale szczęśliwi zatapiamy się w sen.

22.08.199 Niedziela

Tak dobry asfalt, tak ładny widok = zdięcieRano o godzinie 5:00 po herbatce opuszcza nas Michał.
Życzymy mu ominięcia testu łosia i dosypiamy do rana.

Wycinamy drogą 55 wzdłuż grzbietu Hurrungane. Boski asfalt i ten "fresz"

After action - satisfactionWymarzliśmy w górach, za to w dolinach nad fiordem jest ciepło. Przerwa na obiad - zupka chińska i żółty serek z cebulką.
Ja tam panie do arktyki łapać orłyWygrzani o objedzeni szukamy chłodu. Znajdujemy go po długich poszukiwaniach drogi u stóp lodowca w Styggevasshytta. Arktyczne powietrze, lodowe klimaty i napis w j. angielskim, że spadające kawałki lodu mogą wzniecić fale wysokości do dwuch metrów. Klawo nieprawdaż ?.

Nie znalazłszy "dzikiego" noclegu lądujemy na campie w Songdal. Tanio, czysto, ładne widoczki.

23.08.99 Poniedziałek

To w zasadzie już wtorek !Żeby mnie tak przegonic po lodowcu ...Pogoda zlekko podupadła. Krzysztof wymienił oponę u lokalnego serwisanta za jedyne 200 NOK bo mu się pojawił "slick" na tylnym kole. Odwijając kilometry w deszczu docieramy do "cudu natury" w Briksdal. Krzysztof przegonił mnie pieszo na sam lodowiec (i z powrotem). Zajęło to nam ponad trzy godziny. Raczej wymęczeni rozbijamy namioty na małym campie u stóp lodowca.

24.08.99 Wtorek

Znowu szuterek na [258]Szutrową drogą 258 już w promieniach przebijającego się przez chmury słońca jedziemy dalej na spotkanie przygody. Mijamy po drodze ze dwa samochody. Na dłużej zatrzymujemy się przy stadzie owieczek. Stoimy na przeciw siebie. Obie strony przyglądają się tak samo zainteresowane. Ciekawe kto miał większy ubaw ?.

Urwisko na Dalsnibba 1500 mnpmWjechaliśmy na płatną drogę na punkt widokowy Dalsnibba. Musicie koniecznie to zobaczyć. 1500 metrów w górę, w zasadzie urwisko zakończone punktem widokowym. Zimny wiatr nawiewa chmury zasłaniające chwilami widoczność.Wjazd - zjazd z Dalsnibby
Morze północneOdbijamy w kierunku morza północnego, asfaltem a potem gruntową 661. Promem na druga strone fiordów

Zmęczeni rozbijamy namioty nad brzegiem morza. Skromna obiado-kolacja. Odpoczywamy siedząc i patrząc w gwiazdy, światła przepływających statków.

Zamaskowani W nocy przeszkadzały spać zwierzęta :najpierw łosie skubały trawę pomiędzy namiotami, potem jakieś zwierze je przepłosiło, potem my je.
Ciche były jedynie meduzy wysychające na brzegu po odpływie.

Upajały nas natomiast fale rozbijające się o kamienisty brzeg.

25.08.99 Środa

Zrób mi tu zdięcie i siebie w lusterkuZ drogi 660 odbiliśmy w prawo na ponad 100 km szuterkiem przez boskie widokowo rejony Eikesdalen. Początkowo droga wiodła wzdłuż jeziorka by potem prawie pionowo wzbić się płaskowyż.

Ten odcinek był płatny chyba 20 NOR ale wart był tych pieniędzy.

Tunel szutrem ?Wyobraźcie sobie wspinającą się szutrową drogę po ścianie urwiska. Jeden jego fragment jest już tak niedostępny, że droga wiedzie tunelem, wijącym się jak wąż, wykutym surowo w twardej skale.
Piekniej jest na stojącoPotem do znudzenia widoki, widoki, widoki...

Jadłeś kiedyś w takim miejscu ?Nie można było chyba znaleźć lepszego miejsca na zrobienie posiłku. Obiadowaliśmy tutaj ponad dwie godziny.

Na dół... a potem zjazd, zjazd, zjazd. Do znudzenia ?.

Nocleg na nieczynnym campie nie nadszarpnął naszego budżetu. Nocleg był wybitnie cichy.

26.08.99 Czwartek

Tniemy przez SzwecjęNiestety miejsce noclegowe było położone w głębokim wąwozie, i panującej tam wilgoci nie było w stanie wysuszyć docierające tam może przez dwie godziny dziennie światło słoneczne.

JeleńTniemy do granicy szweckiej. Drogę zakłócił jedynie jeleń stojący w poprzek drogi. Potem majestatycznie przesunął się na pobocze nawet nie patrząc w naszym kierunku.

Nocleg znajdujemy na ładnie położonym campie na wysepce. Podejrzane były na nim opuszczone namioty. Wieczorem okazało się, że są to namioty pracujących tam "na czarno" polskich zbieraczy owoców i płodów rolnych.

27.08.99 Piątek

Ale pocinam, no nie  ?Pogoda się załamuje. Silimy się na urozmaicenie trasy. Ponieważ jest mglisto i padająco droga niewiele się różni od naszych kawałków z lasów Tucholi. Jedyny ciekawy fragment jeziorkowo leśny uwieczniamy na fotografii. Na promie lądujemy około 16. Na terminalu tłok - koniec wakacji, brak miejsc. Trudno. Jednak bardzo miła pani na bramce załatwia nam kabinę !. Okazuje się, że zna również pracownika Polferries, który załatwił nam zniżkę. Jaki ten świat mały.

Po chwili jaka minęła od wjechania do czeluści promu rozpadało się na dobre. Deszcz skutecznie wyprosił nas z pokładu.

28.08.99 Sobota

KONIEC czyli dom, słodki dom.O 11:00 prom dobija do brzegów. Na bramie czekał na nas Michał. Miłe są takie sytuacje.
Dziwne uczucie, kiedy do domu dzieli cię 10 km.


Powrót