Norwegia-relacja Bogdana | "bc" Bogdan Chudzikiewicz | < | H |
Jeżeli nie do Afryki to ... Norwegia. Decyzja zapadła szybko, a musiała bo potem panie w Norwegii to ino śnieg i sanie. Plan był prosty: szybko dotrzeć do Norwegii, a potem się szwędać relaksowo góra 300 km dziennie. Trochę zamieszania wprowadził Michał wynajdując Off Road Meeting, ale był to ostateczny impuls jaki przeważył zawyjazdem.
Krzysztof znalazł "super ofertę" Polferries - auto plus osoba 450 zł. Przy zakupie biletów okazało się, że to oferta specjalna tylko i wyłącznie dla samochodów. Nie daliśmy za wygraną (opłata normalna motocykl + osoba = 195 + 360) i po kilku telefonach do Kołobrzegu, Gdańska, Gdyni dostajemy cenę z oferty za wstawiennictwem pana R.Jabłońskiego. Zaoszczędzamy akurat na kabinę. Podziękowania dla Polferries.
Takoż i pojechalim : Michał D. XL600V, Krzysztof N. XRV750, Bogdan C. XL1000V.
Po zaształowaniu cały mokry (od potu nie od wody) dopadłem do kabiny. Prysznic i na pokład. Pomachałem w kierunku Helu. Polska zniknęła. Prom jak prom, kiwa, piwa, hałasy, dyskoteka i ból głowy. Spaliśmy do rana. Wszystko ok gdyby nie ten "tupot białych mew po pokładzie z rana"
Prom dopłynął o 13. Urocza pani celnik pochodzenia chyba indyjskiego wybadała nas czy nie jesteśmy robotnikami sezonowymi. Mamy pieniądze, cel podróży a więc pieczątka w paszporcie i witamy w Szwecji. Celem jest Norwegia więc przecinamy przez nudny początkowo kraj ludzi o białych twarzach i włosach. Normalnie, tj. pusto, lesiście, dziko zaczyna się robić za Mora. |
Pogoda dobra, czasami pokropił maleńki deszczyk. Już o zmroku przekraczamy granicę z Norwegią w Flotningen. Cudowna sceneria: zachód słońca na zachodzie, na południu czerwony przez oświetlenie deszcz, na wschodzie bajeczna tęcza. Jak to uwiecznić ?. Nocleg nad dzikim jeziorem w okolicach Galten w absolutnej ciszy. Woda smakuje jak źródlana chociaż tylko ja się odważam ją pić. Rano znajduję przebitą tylną oponę. Jak pech to pech. Dopompowanie umożliwia wykrycie przyczyny - staroświecki gwóźdź. Trzeba załatać. Michał "pożycza" łatki w aerozolu. Psik i działa !. |
20.08.1999 PiątekSkrótem przebijamy się do Ringebu, stąd już skok do "Jotunheimen Feriesenter" w pobliżu Parku Narodowego Jotunheimen opodal Randsverg - miejsce zlotu Off Road. Na terenie zlotu spotykamy niewielką ilość uczestników generalnie na motocyklach soft enduro. |
W południe wyruszamy na pierwszą trasę po okolicy. Na szutrowych, piaskowych drogach Viaderko nie bardzo odstawało od pozostałych. Cudownymi okolicami cieliśmy w tumanach kurzu. Ciężko było podziwiać okolicę. Jedyne momenty "krajobrazowe" to pady, czekanie na resztę przez skrzyżowaniem itp. |
Pod koniec droga przeszła na staroświecki asfalcik. Drogą 51 wśród widowiskowych górek wróciliśmy rozproszeni na miejsce zlotu. Rozproszenie wynikało z niespotykanego wzrostu adrenaliny w krwi raczej spokojnych Norwegów, którzy to cieli miejscami ile "fabryka dała" Wieczorem smażenie kiełbasek i siedzenie na tureckim kazaniu. Jakoś nic nie rozumiem z norweskiego. |
Ponieważ wczoraj nie objechano całej trasy (za dużo postojów spowodowanych reanimacją motocykli i ich właścicieli) postanowiliśmy z rana dokończyć poprzednio dniowe dzieło. | |
Obwijamy dookoła jeziorka Tesse. Mocny kamienisty szuterek, lekkie tumany kurzu świadczą o tym, że dość długo nie padało. Odbijamy potem na Glitterheim u stóp lodowca. Cudowny chłód i te renifery. Tak się zagapiamy, że ... o mało nie spóźniamy się na główny tegoż dnia wyjazd. | |
Grupę główna spotykamy już na stacji benzynowej. Dołączmy. Chłopaki wycinają początkowo około 90 - 120 km/h. Tniemy równo. Pierwsza packa. Jakiś TA nie wyrobił na zakręcie. Potem czekanie przed mostem, nie bardzo rozumiemy (po norwesku) na co - chyba ktoś znowu zaniemógł. Wyrywamy ponownie. Prowadzi gość z dziewczyną. Wąskie drogi, piasek, fragmenty asfaltu i ponad 100 na liczniku. |
|
Pasujemy, mamy tylko jedno życie, rodziny etc. Ponadto lubimy popatrzeć czasami na krajobrazy, zatrzymać się ładnych miejscach. Tutaj ochłonęliśmy i odpoczęliśmy chwilkę. Adrenalina odpuściła. Tylko Michał chyba żałował, że nie pogalopował z główną grupą. |
|
Jak można było przewidzieć i tak doganiamy główną grupę na jednym z postojów. Już tak prawie razem, prawie osobno podążamy razem. Później już tylko jeden wodospad i najwyższe wzniesienie 1680 m jadąc drogą szutrową. Na górze schronisko i lodowiec. |
|
Powrót już spokojniejszy. Na kempingu grill, rozmowy, gry zlotowe. Michał przygotowuje się do powrotu. Zmęczeni ale szczęśliwi zatapiamy się w sen. |