Jura Krakowsko Częstochowska i Bieszczady "bc" Bogdan Chudzikiewicz   < H

Zamek w Olsztynie Olsztyn, k.Częstochowy. Można było sobie pojeździć po jego stokach. Pojeździć to znaczy próbować się wdrapać. Przyznam, że mocy silnika trochę było za mało ...
Wyrastający z pod ziemi zameczek w Mirowie, również dostępny był z rumaka. A to zamek w Mirowie
A to może Bobolice ? Na azymut, ścieżką przez las dotarliśmy do piaskowego wąwozu, którego sforsowanie uwieńczone było jednym packiem. Na zdięciu szlachetny Tomasz S. na tle Bobolic.
O ile do Ogrodzeńca już nie wjechaliśmy, to można było dotrzeć na jego zaplecze. Oczom ukazywał się wówczas ten oto wspaniały widok (ze mną w tle). Ogodzieniec
A potem natrafiliśmy na faceta z (D) i razem przez Zakopane pojechaliśmy na wschód.
Na zdięciu po posiłku w jedynej w tym czasie przydrożnej karczmie za .... . No właśnie, czy ktoś to poznaje ?. Jeżeli tak to napiszcie.
A tutaj już po dotarciu do bram Bieszczad. Pokazaliśmy Rajnerowi dzikość tej krainy noclegując dwa dni w dziewiczym rejonie (za pozwoleniem leśniczego). "Szowers" w potoku były atrakcją dnia. Czy to aby na pewno Majdan ?
Na tej prostej Rayner (D) z Tomaszem jako pasażerem osiągnął granicę 200 km/h. Krzyki Tomasza zagłuszane co prawda rykiem silnika było słychać w całej okolicy.
Czasami drogi zaznaczone na mapie jako przejezdne kończyły się niespodziewanie takim oto uskokiem. No cóż, MZtki może by i przejechały, ale ta Yamaha ..
Po drugiej stronie Tarnicy, w kierunku u źródeł Sanu (chyba koło.Niedźwiedziego potoku).
Granica z ZSRR, pilnie strzeżona przez braci zza Buga. Rainer nie mógł uwierzyć, że to tylko tak wygląda. Nie widział zasieków, pól minowych itp. gadzetów.
Ta droga asfaltowa, przykryta piaskiem świadczy o dość nikłym ruchu panującym na tym odcinku.
Parking za Wołosate. Dalej nie pojechaliśmy. W tym miejscu pojawił się pierwszy znak Zakaz Ruchu !.
Rainer pokazuje Tomaszowi, który ma minę amerykanina podrużującego po Europie dokąd sięga Polska.
Zawsze zabieraliśmy umęczonych wspinaczkami turystów na pustej drodze w Wołosatego do Ustrzyk.
Gdy kota nie ma myszy szaleją. To zdięcie o mało nie zakończone zostało wywrotką z powodu samoczynnie się składającej stopki bocznej w Fj1200.
Jedne z ładniejszych serpentynek za Leskiem.
Pożegnanie z Rajnerem. Pokazaliśmy mu ładny, dziki kawałek Polski. Potokową toaletę zapamientał dość długo. Do dnia dzisiejszego utrzymujemy poprawne stosunki z tym sympatycznym mieszkańcem zza Odry.
Czas powrotu. Jesienna słota.
Chwila drzemki w stogu siana na utrwalenie czasu spędzonego w końcówce wakacji.

Upna początek